niedziela, 25 lipca 2010

Czarny Petersburg




Władimir Wasiliew "Oblicze Czarnej Palmiry"










Ostatnio dobieram lektury według pokrętnego klucza: szukam rosyjskich autorów, którzy są bardzo dobrze znani w swojej ojczyźnie i prawie nierozpoznawalni u nas. Na szczęście jest kilka wydawnictw, które nie patrząc wyłącznie na zyski, wydają taką lekturę. Mam na myśli m.in. Fabrykę Słów, oficynę odstraszającą przeciętnego mola książkowego kiczowatymi okładkami. Jednak, kiedy przyjmiemy zasady takiej konwencji, możemy zająć się tekstem. A drukowane opowiadania z gatunku fantastyki są naprawdę godne zauważenia. Nie jestem fanem, ani znawcą książek z tego działu, ale dzięki poszukiwaniom w ofercie wspomnianego wydawnictwa, trochę nadrabiam braki.

Ostatnio w ręce wpadła mi na wyprzedaży w markecie(sic!)książka Wasiliewa - współautora osławionego już "Dziennego Patrolu".

"Oblicze Czarnej Palmiry" to kolejny wariant kontynuacji historii ze świata Ciemnych i Jasnych, które tym razem toczą się pomiędzy Moskwą, Odessą(Białą Palmirą), Kijowem, a Petersburgiem, czyli tytułową Czarną Palmirą.

Dużo w tej książce takich smaczków, które korespondują z dzisiejszą rzeczywistością rosyjską - dla mnie to uczta:) Czytając Wasiliewa w pewnym momencie złapałam się na myśli, że mam wrażenie, jakbym rozmawiała z kimś obcym, ale o wspólnych znajomych i z każdą stroną było mi bliżej do autora.
Oczywiście znajdą się i tacy, dla których to już nie będzie "prawdziwa" kontynuacja Patroli, którzy znajdą tylko takie nieścisłości, jak inne tłumaczenia imion bohaterów, czy doszukają się "przekłamań" w ustalonych w "Dzienny Patrolu" zasad. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, dla mnie ważne jest, że udało misie przy tej książce nie tylko wypocząć, ale i uśmiechnąć z przekąsem.

PS. W porównaniu z okładką oryginału, ilustracja na polskim wydaniu wydaje mi się jednak dość wysublimowaną propozycją, choć zupełnie nie powiązaną z tekstem...

sobota, 24 lipca 2010

Basquiat - cytat

"-Twój ojciec pochodził z Haiti, czyż nie?

-Tak

-Hmm. Interesujące. Kiedy dorastałeś, czy w twoim domu wisieli jacyś prymitywiści?

-Co masz na myśli? Haitańczycy?

-Tak

-My nie wieszamy ludzi w domach, tylko na ulicy"

Lech Majewski "Basquiat. Nowojorska opowieść filmowa" s.76

czwartek, 15 lipca 2010

Wizje upadku


Władimir Sorokin "Dzień oprycznika"
W niedawnej recenzji książki Sorokina "Lód" stwierdziłem, że jeszcze wrócę do tego autora.
Cóż, słowo się rzekło - tym razem los wskazał na stojącą na bibliotecznej półce książkę "Dzień oprycznika".
Jest to mocno schizofreniczna (jak to u Sorokina) wizja Rosji roku 2027. Kraj oddzielony jest od zagranicy wielkim murem, na ulicach płoną nieprawomyślne książki, wymierza się karę chłosty, a wrogów absolutnego Monarchy ściga Oprycznina - tajna, bezlitosna policja, której symbolem jest ucięta głowa psa i miotła.
Przedstawiona przez Sorokina historia jest przerażająca. To świat pełen wynaturzeń, podłości skrywającej się za szczytnymi hasłami, instrumentalnie wykorzystywanej religijności. Świat, w którym przemoc i nihilizm osiągnęły swoje apogeum.
Niestety, mimo że sama wizja przyszłości Rosji wciąga i przeraża czytelnika, to literacko ta książka nie broni się do końca. Dzień z życia oprycznika jest chaotyczny, absurdalny i poza pokazaniem "strasznego zamysłu" autora i żonglerką seksem i gwałtem nie wnosi zbyt wiele nowego.

wtorek, 13 lipca 2010

Monopolista


Szymon Hołownia "Monopol na zbawienie"

Lubię i cenię książki Szymona Hołowni. Jest on rzadkim (by nie powiedzieć - unikalnym) przykładem osoby o religii piszącej lekko, lecz inteligentnie, z szacunkiem dla różnych postaw, bez przerysowań, agresji i zacietrzewienia. 

Kilka dni temu w moje dłonie wpadła kolejna książka tego autora - "Monopol na zbawienie". Co prawda "rozrywkowa" otoczka (książka zawiera w sobie grę, wzorowaną na popularnym "Monopolu") nieco mnie odstraszała, ale... przecież Hołownia to marka sama w sobie, nie ma co wybrzydzać.

Jaki jest "Monopol na zbawienie"?

Trudno mi wydać jednoznaczny werdykt. Z jednej strony Hołownia powiela pomysły, a czasem wręcz całe przykłady-anegdoty ze swoich poprzednich książek, zwłaszcza z "Kościoła dla średniozaawansowanych". "Monopol" nie wnosi do twórczości tegoż autora zbyt wiele, jest po prostu kolejną niezłą książką o tematyce około-religijnej.

Z drugiej strony - takich książek w Polsce jest tak mało, że należy się cieszyć z każdego akapitu. Dyskusje religijne w naszym kraju zazwyczaj są polane sosem agresywno-moralizatorskim; na tym tle książki Hołowni wyglądają niczym ostoja spokoju, humoru i wyrozumiałości.

Czytając "Monopol" kilkakrotnie zadałem sobie pytanie, czy ta książka nie byłaby lepsza, gdyby odjąć jej 1/3 zawartości. Może wtedy byłaby bardziej spójna, mniej powtarzalna?