wtorek, 13 lipca 2010

Monopolista


Szymon Hołownia "Monopol na zbawienie"

Lubię i cenię książki Szymona Hołowni. Jest on rzadkim (by nie powiedzieć - unikalnym) przykładem osoby o religii piszącej lekko, lecz inteligentnie, z szacunkiem dla różnych postaw, bez przerysowań, agresji i zacietrzewienia. 

Kilka dni temu w moje dłonie wpadła kolejna książka tego autora - "Monopol na zbawienie". Co prawda "rozrywkowa" otoczka (książka zawiera w sobie grę, wzorowaną na popularnym "Monopolu") nieco mnie odstraszała, ale... przecież Hołownia to marka sama w sobie, nie ma co wybrzydzać.

Jaki jest "Monopol na zbawienie"?

Trudno mi wydać jednoznaczny werdykt. Z jednej strony Hołownia powiela pomysły, a czasem wręcz całe przykłady-anegdoty ze swoich poprzednich książek, zwłaszcza z "Kościoła dla średniozaawansowanych". "Monopol" nie wnosi do twórczości tegoż autora zbyt wiele, jest po prostu kolejną niezłą książką o tematyce około-religijnej.

Z drugiej strony - takich książek w Polsce jest tak mało, że należy się cieszyć z każdego akapitu. Dyskusje religijne w naszym kraju zazwyczaj są polane sosem agresywno-moralizatorskim; na tym tle książki Hołowni wyglądają niczym ostoja spokoju, humoru i wyrozumiałości.

Czytając "Monopol" kilkakrotnie zadałem sobie pytanie, czy ta książka nie byłaby lepsza, gdyby odjąć jej 1/3 zawartości. Może wtedy byłaby bardziej spójna, mniej powtarzalna?


2 komentarze:

Violet pisze...

Mnie tym razem Hołownia niestety zmęczył - ostatni rozdział zostawiłam sobie na później, bo już miałam dość. Oczywiście książka się broni, ale wolę mieć niedosyt nież przesyt.

insider pisze...

@Violet - ale następną książkę Hołowni kupisz, prawda?