niedziela, 20 grudnia 2009

Chińska zupka


Henning Mankell "Chińczyk"
Tuż przed świętami w naszych księgarniach pojawiła się najnowsza książka Henninga Mankella. Jednakże głównym bohaterem "Chińczyka" nie jest komisarz Wallander, lecz... no właśnie, kto?
Na początku powieści na scenę wkracza Vivi Sundberg, inteligentna, bystra policjantka z nadwagą, niezależna w swych sądach i opiniach - czyli świetny materiał na pełnokrwistą, pierwszoplanową postać literacką.
Jednakże już po kilkudziesięciu stronach Mankell porzuca postać Vivi, która od tego momentu będzie się pojawiać sporadycznie (czasem tylko jako głos w słuchawce). Jej miejsce zajmuje Brigitta Roslin, pani sędzia, również doświadczona, borykająca się z problemami małżeńskimi, przeżywająca problemy zdrowotne i wykazująca pierwsze objawy wypalenia zawodowego. Lecz gdy tylko czytelnik zaczyna się przyzwyczajać do tej bohaterki jej miejsce zajmuje kolejna kobieta, Chinka Hong.
Od tego miejsca akcja powieści rozgrywa się wokół tych dwóch osób.
Brak głównego bohatera, z którym czytelnik mógłby się w pełni utożsamiać i któremu mógłby kibicować to błąd, którego nie spodziewałem się po tak doświadczonym i zdolnym autorze, jakim niewątpliwie jest Mankell (który, tworząc chociażby postać Wallandera udowodnił swój literacki kunszt). Niestety, nie jest to jedyna wada "Chińczyka".
Przede wszystkim nie przekonuje sama intryga. Początek jest dobry - w pewnej odludnej wsi zostają brutalnie zamordowani niemalże wszyscy mieszkańcy. Policja nie potrafi wytłumaczyć kto i dlaczego popełnił tę okrutną zbrodnię. Prowadząca prywatne śledztwo sędzia Brigitta Roslin wpada na trop Chińczyka, który może być powiązany z masakrą.
I tu się wszystko sypie. Akcja przeskakuje z kontynentu na kontynent (Europa, Ameryka, Azja, Afryka), retrospekcje sięgają nawet XIX stulecia... ale w tym natłoku egzotyki i zdarzeń nie powstaje żadna solidna kryminalna intryga. Motywy bohaterów powstają nie do końca jasne, głównym motorem ich postępowania wydaje się być tylko i wyłącznie obsesja i przypadek... Trochę mało, jak na książkę takiego mistrza.
Może, gdyby to była powieść jakiegoś debiutanta nie byłbym tak rozczarowany.
Ale biorąc do ręki książkę "kryminalnego wyjadacza" spodziewałem się czegoś lepszego.
Przykro mi, Panie Mankell.

Brak komentarzy: