czwartek, 15 lipca 2010

Wizje upadku


Władimir Sorokin "Dzień oprycznika"
W niedawnej recenzji książki Sorokina "Lód" stwierdziłem, że jeszcze wrócę do tego autora.
Cóż, słowo się rzekło - tym razem los wskazał na stojącą na bibliotecznej półce książkę "Dzień oprycznika".
Jest to mocno schizofreniczna (jak to u Sorokina) wizja Rosji roku 2027. Kraj oddzielony jest od zagranicy wielkim murem, na ulicach płoną nieprawomyślne książki, wymierza się karę chłosty, a wrogów absolutnego Monarchy ściga Oprycznina - tajna, bezlitosna policja, której symbolem jest ucięta głowa psa i miotła.
Przedstawiona przez Sorokina historia jest przerażająca. To świat pełen wynaturzeń, podłości skrywającej się za szczytnymi hasłami, instrumentalnie wykorzystywanej religijności. Świat, w którym przemoc i nihilizm osiągnęły swoje apogeum.
Niestety, mimo że sama wizja przyszłości Rosji wciąga i przeraża czytelnika, to literacko ta książka nie broni się do końca. Dzień z życia oprycznika jest chaotyczny, absurdalny i poza pokazaniem "strasznego zamysłu" autora i żonglerką seksem i gwałtem nie wnosi zbyt wiele nowego.

2 komentarze:

Violet pisze...

Moim zdaniem językowo ta książka była o tyle lepsza od "Lodu", iż nie musiałam przez pierwszych sto stron szukać treści wśród wulgaryzmów. Ja rozumiem, że nieraz trzeba użyć "miesa", bo inaczej tekst nie będzie przekonywujący. Jednak wielu autorów powtarza ten sam schemat: "wypluwa jad" przez jedna trzecią książki, a potem już się uspokaja i okazuje się, że nie trzeba było tak się "wywnątrzać".

insider pisze...

Sorokin lubi szokować - zwłaszcza (wulgarnym i naturalistycznym) językiem i sexem (np. 'dżdżownicą' w wykonaniu opryczników... o mały włos przy tym opisie bym zrezygnował z lektury).