sobota, 21 sierpnia 2010

Katalog

Pewnego dnia orientujesz się, że masz sporo książek. Naprawdę sporo, więcej niż Ania spod ósemki i kuzyn Piotruś. Prawie tak dużo jak Adaś, ten którego tata ma nowy samochód. No, ale u Adasia to są głównie komiksy, to się nie liczy.
Tak więc masz sporo książek. Prawie dziesięć. To już na półce wygląda poważnie. Jesteś poważny, więc robisz sobie listę tych książek - bo poważni ludzie na filmach mają takie listy. Gdy na urodziny dostajesz od Dziadka nowego Karola Maya - jesteś szczęśliwy, bo możesz dopisać go do swej "ewidencji".
Po jakimś czasie ta pojedyncza kartka przestaje ci wystarczać. Wszystkie dane przepisujesz do Zeszytu, takiego grubego, ze sztywną okładką. Przy okazji dopisujesz dodatkowe dane - obok autora i tytułu zaznaczasz jeszcze gatunek, datę wydania, ilość stron.
Całość wygląda poważnie, naprawdę poważnie.
Czujesz się jak ten pan, co to w telewizji miał taką dużą bibliotekę i rozbudowany katalog.
Mija trochę czasu i zeszyt ukazuje ci swe braki. "Tomki" przestają się mieścić w swej części i wychodzą poza swą literę. Wkrada się mały zamęt w twój uporządkowany świat.
Przez jakiś czas jeszcze się bawisz w papierową ewidencję, ale potem zniechęcony to rzucasz.
Przez moment próbujesz ratować katalog przy pomocy papierowych fiszek. Gdy ginie ci czwarta z kolei, rezygnujesz.
Twoje książki przez kilka lat są niespisane. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nadszedł jakiś wielki kataklizm. Potomni nie byliby w stanie ustalić tytułów, które miałeś. Straszne.
Pewnego dnia, gdy twe książki nie mieszczą się na jednym regale (i walczysz z IKEĄ by zdobyć drugi, mniej więcej taki sam) postanawiasz znowu zapanować nad swym katalogiem. Pomny doświadczeń z przeszłości rezygnujesz z wersji papierowej. Jako człowiek nowoczesny zakładasz sobie "specjalną bazę danych" w swym komputerze. Przez pół weekendu wklepujesz autorów i tytuły. Przez drugie pół poprawiasz literówki.
Potem, jako osoba przezorna, tworzysz kopię zapasową, na wypadek awarii komputera. Umieszczasz ją w bezpiecznym miejscu (w razie, gdyby nadszedł kataklizm...). Chyba dopilnowałeś wszystkiego.
Jesteś zadowolony. Masz ewidencję, bez wad, nowoczesną.
Mija znowu trochę czasu. W pewien sobotni poranek orientujesz się, że od dłuższego czasu nie uzupełniałeś katalogu. A przecież trochę nowych książek doszło. Przez pół weekendu...
Ale grunt to porządek!

2 komentarze:

Marzena Zarzycka pisze...

Katalogowanie - to wewnętrzna i niemożliwa do poskromienia potrzeba każdego dumnego mola książkowego:)

Pozdrawiam

insider pisze...

@Inez - "niemożliwa do poskromienia" - oj tak, niestety :<