Pytanie, które pojawia się w co drugim wywiadzie tv - jaką książkę zabrałabyś/zabrałbyś na bezludną wyspę?
Bohaterki amerykańskich filmideł najczęściej wybierają (pierwszą z brzegu?) Jane Austen, polscy celebryci zazwyczaj wstydliwie ujawniają swą wielką miłość do Trylogii albo Pana Tadeusza, a przeciętny zapytany znajomy mruczy hm, Tolkien chyba... albo coś z Pratcheta, bo ja wiem...
To pytanie jest dla mnie problematyczne z dwóch powodów:
1. Mój kanon ulubionych książek dynamicznie się zmienia - powieść, która była odkryciem 20.. roku, teraz jest tylko wstydliwym punktem na półce, ostatnio przeczytany Le Carre zdeklasował rywali, by po chwili polec w starciu z Cory Doctorowem... inaczej pisząc, nie mam książki NAJ, mam książki, które bardzo lubię, lubiłem, cenię, do których wracam (czasem z częstotliwością zahaczającą o patologię - Mankell, Larsson) - jest ich zbyt dużo, są zbyt różne i zbyt ważne dla mnie, bym potrafił z ich grona wybrać jedną.
2. Nie potrafię się pozbyć myśli, że na bezludnej wyspie żadna z książek Philipa K. Dicka, Hołowni, Pilipiuka (ani nawet Mickiewicza, Sołżenicyna itp) na nic mi się nie przyda. Tam bardziej na miejscu były raczej jakiś amerykański poradnik nawiedzonego surwiwalisty albo Zrób to sam Słodowego; może pozwoliłyby mi przetrwać do poranka.
7 komentarzy:
W stu procentach podpisuję się pod punktem pierwszym. Mogłabym zabrać ze sobą co najmniej półkę książek, jedna to stanowczo za mało. To zresztą mogłaby być jedna z mąk piekielnych: "wybierz jedną książkę, a potem cię z nią ześlemy na bezludną wyspę, i tkwij tam całą wieczność..."
@ Eireann: Rajem na Ziemi byłaby bezludna wyspa z dobrą, dużą biblioteką
O, i na taką bezludną wyspę mogłabym się wybrać ;-)
Pytanie tylko, kto byłby bibliotekarzem
:-D Zgadnij, kim jestem z zawodu, możesz tylko raz ;-D
Ale czy wypożyczanie samej sobie jest legalne?
Jak najbardziej, o ile nie nadużywa się swojej pozycji ;-)
Prześlij komentarz