piątek, 6 kwietnia 2012

Kto nie skacze...

Edwin Bendyk "Bunt sieci"
Mimo, że na okładce widzimy młodych ludzi w maskach Guya Fawkesa i hasłem STOP ACTA to "Bunt sieci" nie jest książką o ACTA.
Niedawne protesty "internautów" stanowią dla Edwina Bendyka tylko pretekst do ukazania energii e-tłumu, która przygnieciona przykrywką analogowej rzeczywistości wrze coraz mocniej.
Podczas zimowych protestów media próbowały analizować kim są "actawiści", jakie mają poglądy, kto ich reprezentuje, czy zamierzają stworzyć reprezentację polityczną; Bendyk tymi kwestiami się prawie się nie zajmuje, o wiele ciekawsze dla niego jest co spowodowało, że przedstawiciele biernego, apatycznego społeczeństwa, ludzie młodzi powszechnie uważani za wyalienowanych egocentryków nagle wyszli na ulice i nie bacząc na różnice walczyli o rzecz dla nich ważną.
Politycy i dziennikarze, mierząc protestujących tradycyjną, analogową miarą nie potrafili ich zrozumieć, opisać. Stworzyli pojęciowy worek o nazwie "internauci", pod którym to hasłem rozumieli kłopotliwą i roszczeniową zbiorowość, taką jak "górnicy", "stoczniowcy" czy "pielęgniarki". Tymczasem, jak to powiedział jeden z uczestników debaty z Donaldem Tuskiem - "nie jesteśmy internautami, jesteśmy obywatelami korzystającymi z internetu".
W "Buncie sieci" Bendyk opisuje tę sytuację jako wirtualną wojnę domową. Oto po jednej stronie mamy młode roczniki, dla których sieć, mobilność, wielozadaniowość są czymś podstawowym i naturalnym. Nie mają oni kompleksów wobec swych rówieśników z Zachodu - korzystają z tych samych technologii i  nawiązują z nimi równorzędne relacje.
Po drugiej stronie mamy państwo - zanurzone w myśleniu sprzed kilku dekad, niewydolne i nieradzące sobie z nowoczesnymi technikami. Państwo, w którym dominuje (absurdalny dla Dzieci Sieci) obieg papierowy, w którym rządzi nieśmiertelna czerwona pieczątka i parafka. Państwo, którego administracja wyraźnie odstaje nie tylko od sąsiadów z Zachodu, ale także od republik bałtyckich, Czech i Węgier; w którym wszelkie próby wprowadzenia e-administracji grzęzną w przetargowym chaosie albo stanowią tylko pretekst do wprowadzania kolejnych poziomów nadzoru i kontroli nad obywatelami (vide: cyfryzacja systemu oświatowego).
Edwin Bendyk wyraźnie opisuje ten konflikt i związane z nim niebezpieczeństwa. Ale, na szczęście, podaje też przykłady pozytywne, gdy administrcja zamiast walczyć z obywatelami otworzyła się na ich opinie i pozwoliła im na partycypację w decyzjach. Proces ten jest nierzadko bolesny, w końcu zmusza on do współpracy dwie zupełnie odmienne mentalności i kultury, ale jest on chyba jedyną drogą do wyjścia z impasu i zakopania toporu wojennego.

P.S. Polecam też lekturę "Zatrutej studni" Edwina Bendyka - dostępnej w sieci na licencji creative commons. Link

4 komentarze:

Wioleta Sadowska pisze...

Książka porusza temat będący obecnie na czasie. Z chęcią zajrzę.

insider pisze...

@awiola: gorąco polecam. Książkę w tym tygodniu możesz kupić razem z "Polityką" za 20 PLN [wychodzi taniej niż sama książka]

Anonimowy pisze...

Powstało już kilka ciekawych omówień książki - na ich podstawie można sobie wyrobić zdanie:

http://krzysztofnawratek.blox.pl/2012/03/622-Edwin-Bendyk-zatroskany-zwolennik-kapitalizmu.html

http://fronesis.blox.pl/2012/04/Kasandra-traci-cierpliwosc.html

http://klabaternik.wordpress.com/2012/04/01/siedem-tygodni-ktore-wstrzasnely-siecia/

http://www.piotrsiuda.pl/2012/04/mem-buntu-czyli-edwin-bendyk-i-bunt.html

insider pisze...

@Anonimowy
- podstawowa strona to oczywiście http://bendyk.blog.polityka.pl/
dla fejsbukowiczów: http://www.facebook.com/buntsieci