czwartek, 28 maja 2009

Niedokończone lektury


Kolejna książka przy której poległam (Paul Zumthor "Wilhelm Zdobywca")...
Każdy z nas zna to irracjonalne poczucie winy, kiedy mimo usilnych starań tekst nas przytłacza i poddajemy się. Właśnie poddajemy się - porzucona książka jest niczym powracający wyrzut sumienia. Staramy się usprawiedliwić swoją niełatwą przecież decyzję przed samym sobą. Obiecujemy, że jeszcze kiedyś po nią sięgniemy, wrócimy, jeszcze raz się zmierzymy. Oczywiście nieraz dotrzymujemy słowa, jednak ile razy ta formułka ucisza po prostu głos oskarżającego sumienia.

Jednak czy to, że nie dokończyliśmy danej lektury powinno wzbudzać w nas poczucie winy?

Weźmy na przykład którego z porzuconych przeze mnie klasyków: "Ulissesa" Jamesa Joyce'a, czy "Dzieci północy" Salmana Rushdie - mimo najlepszych chęci i świadomości rangi tych tytułów nie udało mi się ich skończyć i wiem, że do nich nie wrócę.

Nie czuję się winna, z czasem nie odbieram nawet tego jako porażki. Nie każda książka, która należy do kanonu jest warta męki. Zakładając, iż zawezmę się i przemęczę do końca, co mi zostanie z tej lektury na potem? Przebrnęłam tak przez wiele lektur, a dziś nie jestem w stanie powiedzieć o czym były - vide "Wilk stepowy" Hesse, czy "Na wspak" Huysmansa.

Czasu szkoda, bo czekają na półkach takie perły jak Daniela Pennaca "Jak powieść". Prawdziwa literacka uczta! To czemu o niej tylko trzy słowa?Bo jak pisze autor mamy prawo do milczenia po wspaniałej lekturze:)

3 komentarze:

insider pisze...

No tak, o Pennacu tylko 3 słowa... ale mam nadzieję, że w ten weekend "Jak powieść" wyląduje w mych dłoniach i będę mógł skonfrontować swoje odczucia z Twoimi.
A co do porzuconych lektur - mam ich coraz więcej, ale staram się nie żałować. W końcu żyjemy krócej niż książki; trzeba się spieszyć

m pisze...

Dobre, żyjemy krócej niż książki... Ja mam na sumieniu "Doktora Żywago". Za to przebrnęłam przez "Na wspak" i podobała mi się. Cóż, wśród kolegów polonistów chyba tylko mnie. Pozdrawiam książkowo

Violet pisze...

Przez "Doktora Żywago" też nie przebrnęłam - ledwo byłam w stanie obejrzeć film. Mimo wszystko to była kolejna książka, po któej nie miałam wyrzutów sumienia, gdy ją porzuciłam:)Jestem bezlitosna...]:->