
...Co dotyczy sposobu uzupełniania biblioteki, to jest zazwyczaj taki. Zobaczywszy w księgarni jakąś książeczkę i wykrzyknąwszy: "Oto co trzeba wziąć!" - dumnie niesiesz ją do domu, tutaj przez miesiąc pozwalasz jej walać się na stole, żeby była pod ręką, potem najczęściej dajesz komuś poczytać lub tym podobne - książeczka znika bez śladu. Gdzieś tam, oczywiście, ona jest; mam całą ogromną bibliotekę, która gdzieś tam jest.
Książa przynależy do tych zadziwiających przedmiotów, które zazwyczaj wiodą jakiś na pól widmowy żywot: one "gdzieś tam są". Do tego typu rzeczy nalezą: jedna z dwóch rękawiczek, klucze, młotek, książeczka wojskowa i w ogóle wszystkie potrzebne dokumenty. Wszystko to - to rzeczy, których nie można znaleźć, ale które, jednakże, "gdzieś tam są". Jeśli człowiek nie doliczy się stówki, nie mówi, że ona "gdzieś tam jest", a mówi, że ją zgubił albo mu ją ukradli. Ale, nie doliczywszy się, powiedzmy, "Przygód Antonina Vondrejca" z prawdziwym fatalizmem mówię, ze one "gdzieś tam są". Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się to książkowe "gdzieś tam", nie mogę wyobrazić sobie, gdzie podziewają się książki. Myślę, że , kiedy trafię do nieba (jak przepowiedział mi p.Getz), pierwszą rajską niespodzianką będą dla mnie wszystkie moje książki, które teraz "gdzieś tam są" i które znajdę dokładnie poustawiane według zawartości i formatu. Panie, jaka to będzie ogromna biblioteka!...
Karel Capek "Gdzie podziewają się książki"
tłumaczenie z j.rosyjskiego: Violet
Moja zaginiona biblioteka nie byłaby tak ogromna, bo jednak dbam o to, aby pożyczone książki trafiały do mnie spowrotem - jeszcze bardziej dbam chyba tylko o to, aby oddać pożyczone przez siebie książki i to w jak najszybszym terminie:)
PS. Za dobrym podszeptem Ysabell przeczytałam Capka "Księgę apokryfów" - jak mówił klasyk "ześmiałam się ze śmiechu jak norka" :)