sobota, 13 listopada 2010

Wtórność w sosie własnym

Marek Krajewski "Erynie"

O tym, że twórczość Marka Krajewskiego mnie nie zachwyca już pisałem.
Uważam, że jest to autor przereklamowany, intrygi kryminalne są niezbyt oryginalne zaś postacie narysowane zbyt grubą kreską.
Najnowsza powieść Krajewskiego - "Erynie" - wszystkie te grzechy powiela. Można nawet dorzucić jeszcze jeden zarzut - wtórność.
Co prawda tym razem akcja nie rozgrywa się we Wrocławiu a Lwowie, zaś główny bohater nie nazywa się Mock tylko Popławski, ale to tylko zasłona mająca przykryć autoplagiat. Klimat miasta, zamiłowani w rozpuście policjanci, poczucie upadku, potworna zbrodnia... to już było.
I, znając rzemieślniczą sprawność Krajewskiego - jeszcze nie raz będzie.

P.S. Tym razem reprodukcji okładki nie będzie. Ohydztwo, które zaprezentował nam wydawca według mnie nie powinno być pokazywane publicznie.

3 komentarze:

Violet pisze...

Dziękuję, że zrezygnowałeś z pokazywania okładki...fakt, ohyda.

Ysabell pisze...

Też nie przepadam za Krajewskim. Owszem, nie mam nic do zarzucenia jego warsztatowi, ale jak dla mnie jego książki są zbyt "przemrocznione". Wszyscy są albo katami, albo ofiarami (albo nie żyją)... Nie wiem tylko jak w tym jego świecie jeszcze ciągle żyje tylu ludzi. No chyba, że to owoce gwałtów...?

A poważniej: przeczytałam jedną jego książkę po więcej nie sięgnę. W tej konkurencji bardziej podobał mi się Konrad T. Lewandowski. :)

insider pisze...

@Ysabell - "zbyt przemrocznione" - dobrze napisane!
Świat Krajewskiego to tylko błoto, szlam i zgnilizna.. biedny czytlenik nie ma czasu na złapanie oddechu