środa, 30 grudnia 2009

Trzecia wizyta w Barcelonie

Carlos Ruiz Zafon "Marina"
Tuż przed świętami (przypadek?) ukazała się trzecia na polskim rynku książka autora "Cienia wiatru" - "Marina".
Kilka tygodni temu, szukając w internecie informacji nt tej powieści spotkałem się z opinią, że należy ona do napisanego przez Ruiz Zafona cyklu "książek dla młodzieży" - cóż, w takim razie hiszpańska młodzież jest chyba trochę bardziej uodporniona na krwawe sceny i makabrę niż polska.
To co jest największym plusem tej książki, jednocześnie zalicza się do jej największych wad. Tajemniczy klimat Barcelony, tragiczna miłość, diabelski przeciwnik o skomplikowanej (i zwichrowanej) psychice, walka na śmierć i życie.
To wszystko już było, w "Cieniu wiatru" oraz "Grze anioła" - powiedzą jedni. I co z tego, zakrzykną drudzy, skoro ta proza i tak jest tak bardzo wciągająca!
Sam nie wiem, po której stronie się opowiedzieć. Z jednej strony czytając "Marinę" zdawałem sobie sprawę z jej wtórności (chociaż, gwoli prawdy, została ona napisana przed "Cieniem" i "Grą"), powtarzalności i schematyczności. Ale... pisarstwo Ruiz Zafona ma w sobie coś magicznego, co nie pozwala zakończyć lektury.
Gdyby ścisnąć treść "Mariny" i opisać jej fabułę w 5 zdaniach otrzymalibyśmy kiczowatą, ckliwą historyjkę.
I co z tego - ta książka i tak całkowicie pochłonęła mnie na kilka godzin.

niedziela, 27 grudnia 2009

Twarde sztuki



Andrzej Pilipiuk "Rzeźnik drzew"
Napiszę krótko - kolejny, rewelacyjny zbiór opowiadań Pilipiuka. Tym razem nie spotkamy się z przesiąkniętym alkoholem wiejskim egzorcystą Wędrowyczem - ale podczas lektury "Rzeźnika" poznamy wiele równie oryginalnych postaci.
Jasnowidze, łowcy zombiaków, przybysze z kosmosu, anarcho-rewolucjoniści, Kozacy - każda z postaci opisana z werwą, humorem i talentem.
Zbiory opowiadań często bywają nierówne; Andrzej Pilipiuk ustrzegł się tej pułapki. Pomimo, że zebrane w tym tomie historie są bardzo różne ("humorystyczne" i "poważne", "sensacyjne" i "historyczne") posiadają łączący je klimat - i chyba dzięki temu "Rzeźnik drzew" jest lekturą, którą szczerze polecam.

niedziela, 20 grudnia 2009

Chińska zupka


Henning Mankell "Chińczyk"
Tuż przed świętami w naszych księgarniach pojawiła się najnowsza książka Henninga Mankella. Jednakże głównym bohaterem "Chińczyka" nie jest komisarz Wallander, lecz... no właśnie, kto?
Na początku powieści na scenę wkracza Vivi Sundberg, inteligentna, bystra policjantka z nadwagą, niezależna w swych sądach i opiniach - czyli świetny materiał na pełnokrwistą, pierwszoplanową postać literacką.
Jednakże już po kilkudziesięciu stronach Mankell porzuca postać Vivi, która od tego momentu będzie się pojawiać sporadycznie (czasem tylko jako głos w słuchawce). Jej miejsce zajmuje Brigitta Roslin, pani sędzia, również doświadczona, borykająca się z problemami małżeńskimi, przeżywająca problemy zdrowotne i wykazująca pierwsze objawy wypalenia zawodowego. Lecz gdy tylko czytelnik zaczyna się przyzwyczajać do tej bohaterki jej miejsce zajmuje kolejna kobieta, Chinka Hong.
Od tego miejsca akcja powieści rozgrywa się wokół tych dwóch osób.
Brak głównego bohatera, z którym czytelnik mógłby się w pełni utożsamiać i któremu mógłby kibicować to błąd, którego nie spodziewałem się po tak doświadczonym i zdolnym autorze, jakim niewątpliwie jest Mankell (który, tworząc chociażby postać Wallandera udowodnił swój literacki kunszt). Niestety, nie jest to jedyna wada "Chińczyka".
Przede wszystkim nie przekonuje sama intryga. Początek jest dobry - w pewnej odludnej wsi zostają brutalnie zamordowani niemalże wszyscy mieszkańcy. Policja nie potrafi wytłumaczyć kto i dlaczego popełnił tę okrutną zbrodnię. Prowadząca prywatne śledztwo sędzia Brigitta Roslin wpada na trop Chińczyka, który może być powiązany z masakrą.
I tu się wszystko sypie. Akcja przeskakuje z kontynentu na kontynent (Europa, Ameryka, Azja, Afryka), retrospekcje sięgają nawet XIX stulecia... ale w tym natłoku egzotyki i zdarzeń nie powstaje żadna solidna kryminalna intryga. Motywy bohaterów powstają nie do końca jasne, głównym motorem ich postępowania wydaje się być tylko i wyłącznie obsesja i przypadek... Trochę mało, jak na książkę takiego mistrza.
Może, gdyby to była powieść jakiegoś debiutanta nie byłbym tak rozczarowany.
Ale biorąc do ręki książkę "kryminalnego wyjadacza" spodziewałem się czegoś lepszego.
Przykro mi, Panie Mankell.

sobota, 12 grudnia 2009

Nowinki techniczne

Na blogu Pawła Wimmera można przeczytać cykl wpisów na temat polskiego czytnika e-booków. Pan Paweł w sposób jasny i przystępny przedstawia wady i zalety eClicto, choć nie da się ukryć, że jako entuzjasta e-booków nie jest w 100% obiektywny.

Ja, jako zwolennik książek tradycyjnych oraz audiobooków, do eClicto, Kindle'a i innych tego typu urządzeń podchodzę sceptycznie.

Chociaż, niedawno dzięki wpisowi Quaffery'ego trafiłem na darmowego e-booka, którego wykorzystam (niecnie) do testów. Kto wie, mooooooże się przekonam do tej formy obcowania z literaturą.

Ale... - gdyby to była papierowa książka, pewnie byłbym już w połowie. A tak, nawet jeszcze nie zacząłem.


środa, 9 grudnia 2009

Wola Mechanizmu






Adam Wiśniewski-Snerg "Robot"
"Robot", w kręgach wielbicieli twórczości Snerga uważany za książkę kultową, nie jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną.
Wręcz przeciwnie. Powieść jest naładowana (a czasem wręcz przeładowana) naukowymi i paranaukowymi teoriami, pytaniami o sens człowieczeństwa, nagłymi skokami myślowymi i nieoczekiwanymi zwrotami akcji.
Z tego też powodu najlepiej "Robota" czytać dużymi partiami, urwana autobusowa-tramwajowa lektura w tym przypadku jest całkowicie pozbawiona sensu.
Tytułowy bohater jest istotą sterowaną przez wszechmocny, tajemniczy Mechanizm. Bohater nigdy nie wie, czy jego działania są wynikają z poleceń Mechanizmu, czy też są skutkiem jego własnych decyzji. Robot wie, że ma do wykonania misję... ale jaką, po co?
Bezwładnie miota się pośród ludzi, nie wiedząc kim tak naprawę jest, przeciwko czemu ma działać i jaki jest sens jego czynów.
Powieść Wiśniewskiego-Snerga jest tak naprawę jednym wielkim pytaniem o istotę człowieczeństwa i wolnej woli.
Możemy ją potraktować jako traktat o zniewoleniu, futurystyczną wizję komputerowego terroru albo esej teologiczny... wybór należy do Czytelnika.

Na marginesie: W zakupionym przeze mnie egzemplarzu znalazłem wklejone nekrologi Snerga - muszę przyznać, że taki początek lektury nieco zmienia odbiór książki. 

sobota, 5 grudnia 2009

Jesienna rozgrywka


Siergiej Łukjanienko "Jesienne wizyty" 

Książki Łukjanienki już kilkakrotnie były opisywane na tym blogu. Ostatnia wizyta w bibliotece pozwoliła mi zapoznać się z książką nie należącą do słynnego cyklu "patrolowego", a mianowicie z "Jesiennymi wizytami".
Głównych bohaterów jest kilku: chłopiec-poeta, autor popularnych powieścideł s-f, uduchowiona lekarka, ukraiński pułkownik, cyniczny polityk. Życie wszystkich tych osób pewnego dnia staje na głowie - przybywają do nich Sobowtóry, reprezentujące różne "linie": Władzę, Dobro, Twórczość, Wiedzę, Rozwój.
Pomiędzy Sobowtórami rozpoczyna się bezpardonowa walka na śmierć i życie o panowanie nad losami świata i ludzkości; walka, w którą chcąc-nie chcąc zaangażowane zostają także Prototypy.
Na domiar złego do starcia wkracza jeszcze jeden gracz, bezwzględny zabójca zwalczający wszystkich Wizytorów.

Rozpoczyna się skomplikowana gra. Każdy jest wrogiem każdego, ale jednocześnie żaden alians nie jest niemożliwy. Dobro jest równie niebezpieczne co dziecięce marzenia, a cyniczna Władza budzi równie wielką sympatię co stateczna i konserwatywna Wiedza.
Nikt nie jest jednoznacznie zły ani jednoznacznie pozytywny. Szczerze pisząc - zwycięstwo każdego z Wizytorów jest dla ludzkości równie groźne.

"Jesienne wizyty" nie są tak dobre jak "Dzienny" albo "Nocny Patrol". Ale, jako lekka, przyjemna lektura na weekend - sprawdzają się doskonale.