sobota, 21 kwietnia 2012

Do poczytania na weekend - "Wolna Kultura"

W "Czytelni" umieściłem dla Was legendarną książkę Lawrenca Lessinga "Wolna kultura". Tekst ten został opublikowany na licencji Creative Commons.
Wersje HTML oraz PDF pochodzą ze strony futrega.org/wk/, natomiast pliki MOBI oraz EPUB opracował Robert Drózd, autor strony Świat Czytników.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wiosenna selekcja w księgozbiorze

Tempora mutantur et nos in illis - ta odwieczna prawda dotknęła także mnie, a przez to i mój księgozbiór. Z czasem książki, które kiedyś wydawały mi się ważne - dziś straciły nieco ze swego splendoru i ustąpiły miejsca innym tytułom.

Kiedyś ideałem domowej biblioteki były dla mnie regały zapełniające pokój i uginające się od książek półki. A dziś? Dziś stwierdzam, że nie muszę mieć dużo książek, tylko te, które zabrałabym na bezludną wyspę. Przy okazji wiosennych porządków zaczęłam więc robić selekcję swojego księgozbioru. Po kilku tygodniach na półkach zaczęło robić się miejscami pustawo... Nie mam już problemu z miejscem na nowe książki! A te, których się pozbyłam? Cóż, nie żałuję. Były kiedyś dla mnie ważne - a teraz jestem pewna, iż do nich nie wrócę. Obecnie, mam nadzieję, że moje książki cieszą nowych właścicieli.

Moja biblioteczka z czasem zmienia się w ksiegozbiór bardzo wąskich specjalizacji. Choć oczywiście są książki, które z sentymentu zostawiam. Jednak nie chcę, żeby ten sentyment mnie wiązał - pozbywam się (co może niezbyt dobrze o mnie świadczy) także książek, którymi zostałam obdarowana, a z którymi nijak nie mogę się zaprzyjaźnić. Po co mają stać na półce? Po to, żeby mi przypominały o darczyńcy? Nie trzeba - nie zapomnę człowieka. A mnie tylko drażni, że na regale stoi rządek lektur niechcianych i nieczytanych. Co mi zostało w takim wypadku - wymienić je lub sprzedać, a za uzyskane pieniadze kupić nowe książki, które korespondują z moimi nowymi pasjami. Bo życie jest po to, aby zmieniać je na lepsze, a nie męczyć się z nie potrzebnymi przedmiotami! Akcji "wietrzenie szaf" nie uważam jeszcze za zamknietą, ale coraz więcej powietrza jest w moim domu. Dzięki temu mam czym oddychać!

sobota, 14 kwietnia 2012

Podcast o małym bracie

Cory Doctorow "Little brother"

Krótkie nagranie na temat powieści "Little brother" Cory Doctorowa. Zapraszam.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Fantastyczna Rosja

Wilcza krew. Antologia #1 rosyjskiej fantastyki, Solaris 2003
  • Oleg Diwow, Zdrajca
  • Marina i Siergiej Diaczenko, Wilcza krew
  • Jewgienij Łukin, Robotnicy Zalustrza
  • Michaił Achmanow, Kononow Barbarzyńca
  • Julij Burkin, Motyl i bazyliszek
Ostatnio trafił do moich rąk powyższy wybór opowiadań rosyjskiej fantastyki. Mocną stroną tomu jest to, że każda z pięciu zamieszczonych w nim historii napisana jest w innej konwencji, nawiązuje do innego stylu.

Na początku antologii zamieszczono, moim zdaniem, najlepsze opowiadanie. "Zdrajca" przypadł mi do gustu głównie ze względu na lekkość pióra Diwowa. Czyta się to wprost wyśmienicie. niemniej ważne było dla mnie to, że autor porusza się w gatunku urban fantasy, który jest mi najbliższy z całej literatury fantastycznej. A ten humor! Delicje!

Druga z kolei historia wyszła spod rąk ukraińsko-rosyjskiego małżeństwa Diaczenków. Słodko-gorzka ironia "Wilczej krwi" nie zostawia czytelnika obojętnym. Patrząc przez pryzmat domniemanych myśli zwierząt możemy znaleźć tu wiele prawdy na temat człowieka.

Z dorobku Jewgienija Łukina wybrano opowiadanie o świecie, który mieści się za taflą każdego lustra. W tym fantastycznym świecie, którego sensem jest odbijanie naszego świata, też spotykamy społeczną hierarchię: najniżej stoją w niej ci, którzy odbijają w kałużach wszystko to, co akurat się nad nią znajduje. Zalustrze pełne jest emocji, a jego robotnicy nieraz próbują wpłynąć na nasze życie...

Następna historia zaczerpnęła swój główny motyw z opowieści o Conanie Cymmeryjczyku. Jakoś nigdy nie byłam w stanie choćby obejrzeć ich ekranizacji... To jednak nie przeszkadzało mi w odnalezieniu w "Kononowie Barbarzyńcy" nawiązań do nieudanej sagi oraz w dobrej zabawie. Opowiadanie Achmanowa ma jedną wadę - jest do bólu przewidywalne, ale to też koresponduje z pierwowzorem...

Ostatni w antologii znalazł się krótki tekst Burkina i też jest niezły. Pojawia się w nim tytułowy bazyliszek, czyli ktoś, kto użyje serca swego na zgubę swego zbawcy. Na kartach pojawiają także John Lennon oraz badacz Otto Juliewicz Szmidt. Choć opowieść, przez zawarte w niej polityczne aluzje, została przez Gorbaczowa zakazana, dziś straciła ten wydźwięk. Jednak historia pozbawiona podtekstu nadal się broni.

Lubię antologie, a tą szczególnie polecam, bo przez swoją rozmaitość, wachlarz stylów, humoru i zaawansowania przedstawionego świata w fantastyce - każdy może znaleźć tu coś dla siebie.
Antologia ma swoją kontynuację w tomie pt. "Mumia Lenina".

piątek, 6 kwietnia 2012

Kto nie skacze...

Edwin Bendyk "Bunt sieci"
Mimo, że na okładce widzimy młodych ludzi w maskach Guya Fawkesa i hasłem STOP ACTA to "Bunt sieci" nie jest książką o ACTA.
Niedawne protesty "internautów" stanowią dla Edwina Bendyka tylko pretekst do ukazania energii e-tłumu, która przygnieciona przykrywką analogowej rzeczywistości wrze coraz mocniej.
Podczas zimowych protestów media próbowały analizować kim są "actawiści", jakie mają poglądy, kto ich reprezentuje, czy zamierzają stworzyć reprezentację polityczną; Bendyk tymi kwestiami się prawie się nie zajmuje, o wiele ciekawsze dla niego jest co spowodowało, że przedstawiciele biernego, apatycznego społeczeństwa, ludzie młodzi powszechnie uważani za wyalienowanych egocentryków nagle wyszli na ulice i nie bacząc na różnice walczyli o rzecz dla nich ważną.
Politycy i dziennikarze, mierząc protestujących tradycyjną, analogową miarą nie potrafili ich zrozumieć, opisać. Stworzyli pojęciowy worek o nazwie "internauci", pod którym to hasłem rozumieli kłopotliwą i roszczeniową zbiorowość, taką jak "górnicy", "stoczniowcy" czy "pielęgniarki". Tymczasem, jak to powiedział jeden z uczestników debaty z Donaldem Tuskiem - "nie jesteśmy internautami, jesteśmy obywatelami korzystającymi z internetu".
W "Buncie sieci" Bendyk opisuje tę sytuację jako wirtualną wojnę domową. Oto po jednej stronie mamy młode roczniki, dla których sieć, mobilność, wielozadaniowość są czymś podstawowym i naturalnym. Nie mają oni kompleksów wobec swych rówieśników z Zachodu - korzystają z tych samych technologii i  nawiązują z nimi równorzędne relacje.
Po drugiej stronie mamy państwo - zanurzone w myśleniu sprzed kilku dekad, niewydolne i nieradzące sobie z nowoczesnymi technikami. Państwo, w którym dominuje (absurdalny dla Dzieci Sieci) obieg papierowy, w którym rządzi nieśmiertelna czerwona pieczątka i parafka. Państwo, którego administracja wyraźnie odstaje nie tylko od sąsiadów z Zachodu, ale także od republik bałtyckich, Czech i Węgier; w którym wszelkie próby wprowadzenia e-administracji grzęzną w przetargowym chaosie albo stanowią tylko pretekst do wprowadzania kolejnych poziomów nadzoru i kontroli nad obywatelami (vide: cyfryzacja systemu oświatowego).
Edwin Bendyk wyraźnie opisuje ten konflikt i związane z nim niebezpieczeństwa. Ale, na szczęście, podaje też przykłady pozytywne, gdy administrcja zamiast walczyć z obywatelami otworzyła się na ich opinie i pozwoliła im na partycypację w decyzjach. Proces ten jest nierzadko bolesny, w końcu zmusza on do współpracy dwie zupełnie odmienne mentalności i kultury, ale jest on chyba jedyną drogą do wyjścia z impasu i zakopania toporu wojennego.

P.S. Polecam też lekturę "Zatrutej studni" Edwina Bendyka - dostępnej w sieci na licencji creative commons. Link