czwartek, 31 stycznia 2013

Krótka obserwacja z miejskiego autobusu

Zwykły autobus miejski, godziny popołudniowe. Gross pasażerów to ludzie wracający z pracy/wykładów; łącznie około 20 osób. Wśród tej dwudziestki są:
  • dwie osoby czytające książki papierowe - młodzian z dredami czyta Vonneguta po angielsku, u panny w fioletowych "botkach" jest coś po niemiecku (nie znam języka więc tytułu nie zlokalizuję)
  • trzy osoby e-czytają - jeden Onyx (mężczyzna ok. 40. czarna kurtka, czarne bojówki, czarne glany... przy nim mój strój zasługuje na miano "tęczowy"), jeden Kindle (czyli ja, Wasz skromny sługa) oraz jeden czytający na smartphonie (mężczyzna 50+, z wyglądu pracownik Stoczni... w kieszeni kurtki miał Kierkegaarda w twardej oprawie - nijak nie chciało mi się to złożyć w logiczną całość)
  • dwoje czytających "lub czasopisma" - Pani po ... ok, bez wypominania wieku... studiowała "Więź", druga dama w wieku studenckim wertowała "Newsweek"
Statystycznie - czytelnictwo w komunikacji miejskiej znaczącą przekracza poziom wykazywany w ogólnokrajowych statystykach. Do tego wskaźnik e-czytaczy był zaskakująco wysoki - ale na usprawiedliwienie dodam, że większość przystanków była na "młodych" osiedlach, a jak wiadomo MWzWM  lubują się we wszystkim co e-... choć Stoczniowiec ze smartphonem i Kierkegaardem w dalszym ciągu nie mieści się w schemacie.
Autobusowy przekrój "czytaczy" skłonił mnie do wniosku, że każdy z nas ma swoją niszę (językową, tematyczną, środowiskową); wraz z postępem techniki ilość owych nisz będzie się powiększać - coraz mniejszy zasięg będą miały ogólnoświatowe pandemie sag o wampirach i młodych czarodziejach, coraz większe będzie rozdrobnienie tematów książek - i technik, przy pomocy których będą publikowane.

P.S. Polecam bieżący numer Tygodnika Powszechnego - cykl artykułów o e-bookach, e-czytelnictwie i e-podręcznikach jest rewelacyjny.

wtorek, 8 stycznia 2013

Zwój kontra kodeks, książka kontra e-book

Zarówno w I, jak i jeszcze w II wieku n.e., normalną formą eleganckiej książki był nadal zwój, a pierwsze wzmianki o kodeksie w tej funkcji spotykamy u Marcjalisa. Nie ulega jednak wątpliwości, że w czasach poety kodeks uchodził jeszcze za coś pośledniejszego, chociaż ze względu na większą pojemność przy mniejszych rozmiarach można go było zachwalać np. jako książkę podróżną.
A. Świderkówna, M.Nowicka
"Książka się rozwija"

Coś Wam to przypomina? Zamieńcie zwój na "tradycyjną książkę", a "kodeks" na "czytnik e-booków".
Nic się nie zmieniło. Wciąż się spieramy który wersja książki jest lepsza, szlachetniejsza, ładniej pachnie... Przecież to nieistotne, liczy się treść, a nie opakowanie. 
Nie ważne pod jaką postacią książki czytasz - ważne, że w ogóle sięgasz po słowo pisana.