Zainspirowana radiową dyskusją dotyczącą przyszłości książki drukowanej, którą wywołała nowa aplikacja Google, popuściłam wodze fantazji i oto co mi się zamarzyło:)
Ponieważ gustuję w dziwnej literaturze (wiem o tym, naprawdę!), nakłady wydawnicze poszukiwanych przeze mnie tytułów w większości są stosunkowo niewielkie i przeważnie już wyczerpane. Od czasu do czasu szarpnę się na zakup książki z antykwariatu. Jest to wtedy bardzo starannie dobrana pozycja, którą najczęściej tropię przez kilka miesięcy. Spis wymarzonej biblioteczki wciąż się powiększa, ale i woluminów na półkach przybywa.
Co jednak pozostaje, gdy danej książki nie można zdobyć za rozsądne pieniądze? Ksero? Wydruk z komputera?
To jakoś nie dla mnie. Jestem bardzo staroświeckim molem książkowym. Uwielbiam zarazem książki sczytane - które przewinęły się przez ręce wielu czytelników, jak i zupełnie nowe ze sztywnymi, pachnącymi jeszcze drukarską farbą kartkami. Jednak dziś nie o tym chce pisać.
Wyobraźmy sobie sytuację idealną: poszukuję książki przez internet (ja też wolę księgarnie, ale w obecnej chwili muszę zdać się na to medium), danej firmie wydawniczej, która zajmowałaby się drukowaniem przedstawiam swoje zamówienie. Zawierałoby rodzaj i format papieru na jakim książka miałaby być wydrukowana, typ okładki, ewentualnych ilustracji, wielkość i typ czcionki etc...
Nierealne? Być może. Jednak byłby to w pewnym sensie powrót do źródeł:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz