Mirosław Przylipiak "Kino bezpośrednie 1960-1963"
Tak się złożyło, że niemalże jednocześnie umieszczamy z Violet swoje wpisy - więc przy okazji zachęcam do przeczytania jej postu poświęconego postaci Vlada, zwanego Drakulą.
Tematyka mojej lektury jest zdecydowanie mniej krwawa.
Mimo wszystko do lektury "Kina bezpośredniego" podszedłem z lekką obawą. Dlaczego? Otóż nie widziałem żadnego z opisanych w niej filmów! Nie mogłem więc skonfrontować lektury z własnymi odczuciami, musiałem całkowicie zawierzyć słowu pisanemu.
REWELACYJNIE! Przylipiak zdaje sobie sprawę, że mało który z jego czytelników miał okazję zapoznać się z opisywanymi dziełami, pisze więc plastycznie i obrazowo, byśmy wyobraźnią mogli nadrobić "pewne braki" w swej filmowej edukacji.
Przylipiak nie tylko doskonale opisuje założenia ruchu, ale także z zacięciem opisuje niekonsekwencje jego członków, ich ukłony w stronę dokumentu tradycyjnego, ustępstwa na rzecz klasycznej formy i nieortodoksyjne podejście do własnych haseł.
Książka opisuje pierwszy ["pionierski"] okres w historii nurtu.
Teraz zaczynam szukać tomu opisującego lata późniejsze.
2 komentarze:
Sądząc po objętości Twojego wpisu książka Przylipiaka naprawdę musiała być rewelacyjna;)Jednak myślę, że opisana przez Ciebie praca jest skierowana do dość wąskiego grona czytelników. Bo o ile co drugi Polak może o sobie powiedzieć, że jest kinomanem, to niewielu z Was może pochwalić się pogłębianiem swojej wiedzy o filmie. Przyjmij ode mnie wirtualnego Werters Original:D i proszę pisz częściej niż ja, bo następna książka znowu nie będzie lekka i łatwa:)ale może przyjemna!
"co drugi Polak może o sobie powiedzieć, że jest kinomanem" - producenci popcornu już się cieszą
Prześlij komentarz