wtorek, 3 lutego 2009

Kino bezpośrednie


Mirosław Przylipiak "Kino bezpośrednie 1960-1963"

Tak się złożyło, że niemalże jednocześnie umieszczamy z Violet swoje wpisy - więc przy okazji zachęcam do przeczytania jej postu poświęconego postaci Vlada, zwanego Drakulą.

Tematyka mojej lektury jest zdecydowanie mniej krwawa.

Z autorem książki, p. Mirosławem Przylipiakiem, miałem przyjemność spotkać się osobiście; a ściślej rzecz ujmując uczestniczyłem w jego zajęciach na Uniwersytecie Gdańskim poświęconym różnym [zawsze ciekawym] nurtom w światowej kinematografii. Najpierw wykład pełen anegdot i ciekawych nawiązań, potem seans filmowy i nocne debaty...

Mimo wszystko do lektury "Kina bezpośredniego" podszedłem z lekką obawą. Dlaczego? Otóż nie widziałem żadnego z opisanych w niej filmów! Nie mogłem więc skonfrontować lektury z własnymi odczuciami, musiałem całkowicie zawierzyć słowu pisanemu.

Jak zatem wypadło moje czytanie o oglądaniu?

REWELACYJNIE! Przylipiak zdaje sobie sprawę, że mało który z jego czytelników miał okazję zapoznać się z opisywanymi dziełami, pisze więc plastycznie i obrazowo, byśmy wyobraźnią mogli nadrobić "pewne braki" w swej filmowej edukacji.

"Kino bezpośrednie" opisuje nurt, który wykrystalizował się w amerykańskim filmie dokumentalnym w latach 60-ych XX wieku- jego przedstawiciele odrzucili propagandową narrację, studyjne plenery i wystylizowane ujęcia na rzecz obiektywnego, naturalnego filmowania; nie chcieli komentować rzeczywistości, chcieli ją rejestrować tak, by widz mógł sobie sam wyrobić zdanie na dany temat.Założenia twórców filmów "bezpośrednich" wówczas były rewolucyjne. Dziś są dla nas oczywistością, ale to tylko stanowi dowód na to, jak głęboko idee pp. Drewa, Leacocka, Pennebakera i s-ki zakorzeniły się w dzisiejszym dokumencie i w mentalności współczesnego widza.
Przylipiak nie tylko doskonale opisuje założenia ruchu, ale także z zacięciem opisuje niekonsekwencje jego członków, ich ukłony w stronę dokumentu tradycyjnego, ustępstwa na rzecz klasycznej formy i nieortodoksyjne podejście do własnych haseł.
Książka opisuje pierwszy ["pionierski"] okres w historii nurtu.

Teraz zaczynam szukać tomu opisującego lata późniejsze.

2 komentarze:

Violet pisze...

Sądząc po objętości Twojego wpisu książka Przylipiaka naprawdę musiała być rewelacyjna;)Jednak myślę, że opisana przez Ciebie praca jest skierowana do dość wąskiego grona czytelników. Bo o ile co drugi Polak może o sobie powiedzieć, że jest kinomanem, to niewielu z Was może pochwalić się pogłębianiem swojej wiedzy o filmie. Przyjmij ode mnie wirtualnego Werters Original:D i proszę pisz częściej niż ja, bo następna książka znowu nie będzie lekka i łatwa:)ale może przyjemna!

insider pisze...

"co drugi Polak może o sobie powiedzieć, że jest kinomanem" - producenci popcornu już się cieszą