Joseph Bedier (opr.) "Pieśń o Rolandzie"
Tak, ostatnio bardzo mocno wzięło mnie na średniowiecze:) Pomiędzy lekturą opracowań popularno-naukowych znajduję trochę czasu na powrót do źródeł.
"Pieśń o Rolandzie" czytałam dość dawno i tylko we fragmencie, w pamięci nieiwiele mi się ostało. Dlatego celem przypomnienia zabrałam się za tą krótką lekturę.
Można wiele jej dziś zarzucić: od naiwnej akcji do dziwnej, ale na pewno nie bohaterskiej, postawy tytułowego bohatera. Po co więc czytać takie książki? Bo to są źródła, z których wielu artystów czerpało motywy, a bez znajomości źródeł są one potem nieczytelne. I chociażby dlatego, bo dla mnie jest tam cała kopalnia wiedzy i dobrego humoru, bo trudno dziś się nie uśmiechnąć, gdy czyta się jak Roland umiera przez sześć części i jeszcze się podnosi, jesze raz pochwyci swój miecz Durendal, jeszcze zakrzyknie hasło bojowe Franków Montjoie! i już niby umarł, ale jeszcze musi wykonać kilka czynności, by zginać jak na rycerza przystało:)
2 komentarze:
coż, to jedna z książek których na pewno nie przeczytam - jakoś taka literatura zupełnie mnie nie kręci
Rozumiem. Trzeba być naprawdę zbzikowanym, żeby dobrowolnie czytać taką literaturę. Ale już rozmiawiałam z lekarzem i uzgodniliśmy, że nie będziemy tego leczyć;)
Prześlij komentarz