Eustachy Rylski "Po śniadaniu"
Często zapominamy o tym, że pisarze to także czytelnicy - mający swoich ulubionych twórców, lektury, książkowe zachwyty. I dopiero takie książki jak "Po śniadaniu" uświadamiają nam, że ich styl, stosunek do literatury, sposób narracji nie wzięły się z niczego, tylko są efektem godzin spędzonych nad powieściami swych poprzedników.
Eustachy Rylski, jeden z najlepszych współczesnych polskich pisarzy, w króciutkim "Po śniadaniu" przedstawia nam sylwetki siedmiu ważnych dla siebie twórców: Hemingwaya, Turgieniewa, Camusa, Błoka, Malraux, Iwaszkiewicza oraz Trumana Capote. Opisuje ich tak, jak często charakteryzujemy kumpli z lat młodości - z mieszaniną zachwytu, tęsknoty za dreszczem przyjaźni ale też i z dystansem i pewną zgryźliwością. Rylski wie, że pewne lektury się zestarzały, że męskość Hemingwaya dziś bardziej śmieszy niż fascynuje, że świat Trumana Capote bezpowrotnie przepadł, ale zdaje sobie sprawę, że to właśnie oni i ich książki ukształtowały jego pisarstwo.
I za to jest im wdzięczny. A wraz z nim - wdzięczni jesteśmy i my, odbiorcy doskonałych powieści Rylskiego.
I nawet jeśli pewne fragmenty "Po śniadaniu" odstają in minus od reszty (vide rozdział poświęcony Malraux) nie zmienia to mojego odbioru całości. To lektura obowiązkowa!
A Wy, drodzy Czytelnicy, jakich pisarzy umieścilibyście w swojej wersji "Śniadania"?
Często zapominamy o tym, że pisarze to także czytelnicy - mający swoich ulubionych twórców, lektury, książkowe zachwyty. I dopiero takie książki jak "Po śniadaniu" uświadamiają nam, że ich styl, stosunek do literatury, sposób narracji nie wzięły się z niczego, tylko są efektem godzin spędzonych nad powieściami swych poprzedników.
Eustachy Rylski, jeden z najlepszych współczesnych polskich pisarzy, w króciutkim "Po śniadaniu" przedstawia nam sylwetki siedmiu ważnych dla siebie twórców: Hemingwaya, Turgieniewa, Camusa, Błoka, Malraux, Iwaszkiewicza oraz Trumana Capote. Opisuje ich tak, jak często charakteryzujemy kumpli z lat młodości - z mieszaniną zachwytu, tęsknoty za dreszczem przyjaźni ale też i z dystansem i pewną zgryźliwością. Rylski wie, że pewne lektury się zestarzały, że męskość Hemingwaya dziś bardziej śmieszy niż fascynuje, że świat Trumana Capote bezpowrotnie przepadł, ale zdaje sobie sprawę, że to właśnie oni i ich książki ukształtowały jego pisarstwo.
I za to jest im wdzięczny. A wraz z nim - wdzięczni jesteśmy i my, odbiorcy doskonałych powieści Rylskiego.
I nawet jeśli pewne fragmenty "Po śniadaniu" odstają in minus od reszty (vide rozdział poświęcony Malraux) nie zmienia to mojego odbioru całości. To lektura obowiązkowa!
A Wy, drodzy Czytelnicy, jakich pisarzy umieścilibyście w swojej wersji "Śniadania"?
5 komentarzy:
Ja się czuję zbyt młodo na takie podsumowania. ;) A w Twojej wersji kto by się znalazł?
dzisiaj byliby to: Mankell, Etgar Keret, Rylski, Guy Sorman.
Jutro pewnie ta lista wyglądałaby inaczej.
"Kanon" tworzy się permanentnie :>
O, a to ciekawe! - wychodzi na to, że nie dziedziczymy po naszych mistrzach ich mistrzów, bo nikogo z "Po śniadaniu" nie wymieniłeś. Zastanawiam się, kogo wymieniłby Keret (też lubię:)).
Skuszona przez Insidera przeczytałam "Po śniadaniu". Cóż, mój odbiór jest zakłócony przez to, że obecnie siedzę w zupełnie innej tematyce, a nawet rodzaju:)Rylski mnie nie powalił na kolana, ma kilka świetnych spostrzeżeń, ale całość jest jakaś "postrzępiona" i trochę nieskładna - mam na myśli niespójność w obrębie jednego opowiadania, bo rozumiem, że "Po południu" nie tworzy właściwie całości. Muszę przyznać, ze ujęła mnie charakterystyka Turgieniewa i Hemingwaya, ale to trochę za mało, żeby powiedzieć dobrze o całości...chyba znó się rozmijamy:)
Co do pytania jakich pisarzy umieściłabym w swoim "Śniadaniu", to na dziś pierwsze miejsce zająłby oczywiście Pastoureau, który zbił z pantałyku Umberto Eco(jednak i dla Włocha znalazłoby się miejsce w mojej wersji). Poza nimi Arturo Perez-Reverte, pablo de Santis i Joseph Conrad, którym drzewiej się zaczytywałam.
To tak na pierwszy rzut, pewnie po dłuższym zastanowieniu kogoś bym dodała:)
Marigolden - rzeczywiście, po mistrzach nie dziedziczymy. (powiedzmy, że inspirują nas do nowych poszukiwań).
Violet - dla odmiany, "poszarpany" styl Rylskiego, obok jego cynizmu i sarkazmu, jest tym co w nim lubię najbardziej. Ale dziękuję za szczerość.
Prześlij komentarz