źródło: Book Z Nami |
Przyznaję się bez bicia, że nie wszystkie powyższe prośby spełniam - lubię czytać przy jedzeniu (Violet, nie krzycz na mnie), kładę książki grzbietem do góry... i coś mi też szepce do ucha, że czytanie w wannie podpada pod punkt VIII.
Ale żeby nie było, że jestem TenZły - wyrosłem już z pisania po książkach, zaginania rogów, noszenia książek w tylnej kieszeni spodni (trochę zbyt dosłownie traktowałem nazwę pocket book), podkreślania WAŻNYCH FRAGMENTÓW, modyfikowania okładek...
Chyba musiałem przejść przez taki głupi okres, by nauczyć się szacunku dla druku.
7 komentarzy:
Ja nigdy nie stosowałam się do numeru 1 i przyznaję się do podkreśleń w jednej książce, z której uczyłam się kiedyś do egzaminu. Na swoją obroną Wysoki Sądzie Książkowy mam to, że namówiła mnie do tego moja Mama (dziś Pani Bibliotekarka), bo nie mogła patrzeć, jak to wszystko co było ważne przepisywałam - a było tego po kilkanaście wersów z każdej strony, a książka do chudych nie należała. Proszę o łagodny wymiar kary - zwłaszcza, ze egzamin zdałam z oceną bdb jako jedna z pięciu z roku.
Książki kocham. I dlatego czytam przy jedzeniu, czytam w wannie, zdarza mi się kłaść książkę grzbietem do góry. Oczywiście mówię tu tylko o moich własnych prywatnych książkach, bo o te pożyczone dbam z obsesyjną wręcz skrupulatnością. We własnych książkach podkreślam również interesujące fragmenty, robię notatki, zapisuję kojarzące mi się myśli. Dlaczego nie? To jak glossa w manuskrypcie, tradycja takich notatek jest długa i niekoniecznie zła. Lubię też książki z antykwariatu z cudzymi zapiskami. Czytać je to jak poznawać historię czytania książki... Czasem równie fascynującą, co czytanie samej książki. Cóż, nie mam nabożnego stosunku do książek, nie obrażam się jeśli pożyczona przeze mnie komuś książka wróci w nieco gorszym stanie, bo książki żyją tylko dzięki ciągłemu czytaniu, nie na półkach.
Kiedyś kupiłem w antykwariacie książkę o Pearl Harbor - nie zauważyłem, że poprzedni właściciel skrupulatnie powycinał sobie zamieszczone tam zdjęcia japońskich myśliwców; niestety, na 2 stronie był tekst. Więc nie dość, że moje (wówczas) nastoletnie oczy nie nacieszyły się (z pewnością wspaniałymi) zdjęciami samolotów, to straciłem jeszcze ~ 1/3 tekstu
A nie, wycinanie ilustracji, to już barbarzyństwo. Wycinacz zabił książkę.
oj widzę że kilka "przykazań" łamię angminnie (coś w tym czytaniu w wannie jest...)
Ale na swą obronę muszę przyznać, że zaznaczam ołówkiem i to jedynie w swoich prywatnych ksiązkach. No i czytanie przy jedzeniu - bez ksiązki jakoś mi obiad nie smakuje...
@ Silaqui - z łączenia lektury ze schabowym już prawie się wyleczyłem...
Schabowy jest bezpieczny - najgorsze są zupy! Jak się czlowiek zaczyta to nie tyle książka cierpi, co wszystko wokół :D
Prześlij komentarz