Na pierwszym miejscu wśród amerykańskiej literatury ostatnich lat postawiłabym "Historyka" Elizabeth Kostovej. Jest to zgrabnie napisana sensacja, która opiera się o legendę o władcy wołoskim Vladzie IV zwanym Palownikiem. Książka niewątpliwie zyskałaby na tajemniczości, gdyby autorka zrezygnowała z drażniącej dosłowności, ale mimo wszystko "Historyk" trzyma w napięciu i jak każda dobra sensacja nie kończy się happy endem:) Kostova zbierała materiał do swojej książki przez 10 lat, bułgarski mąż i jego rodzina byli jej konsultantami w czasie pracy. Jednak w "Historyku" czuje się typową dla Zachodu ignorancję dotyczącą wiedzy o Europie Wschodniej i trochę to razi, ale po niejednym takim kontakcie człowiek chyba się przyzwyczaja...(Nie zapomnę Filippe - Włocha, który w rozmowie ze mną utrzymywał, że wie, gdzie leży Polska, po czym spytał, czy mamy dostęp do jakiegoś morza...).
Cóż, Zachód zadziwia nas swoją ignorancją, a my ich swoją orientacją w świecie - rzeczony Filippe był zachwycony, że wiem kim był Pavarotti, gdzie leżą Pireneje i co to jest Formuła 1, taaa imponujący zasób wiedzy;)
A wracając do "Historyka" - mamy tu sekretną księgę, tajemniczą mapę, intrygę mnichów i podziemnego stowarzyszenia. Czego chcieć więcej?! Zwłaszcza, że Kostova wszystko to zgrabnie połączyła.
Oczywiście cieszy mnie ostatnia tendencja wydawania tych samych tytułów w wersji 'miękkiej' i 'twardej'. Jednak gdybym mogła wpłynąć na wydawcę, to bardziej zadbałabym o szatę graficzną "Historyka", bo ta powieść aż prosi się o jakieś reprodukcje, ilustracje, lepszy papier - takie wydanie de luxe dla bibliofilów:)
Również w Stanach rośnie nowy talent pisarski z kręgu poprawnych kryminałów - Reed Alvin. Dotychczas czytałam dwie jego książki "Ostatnie pożegnanie" i "Krew aniołów". Obie lektury może nie powalają na kolana, ale mam jednak wrażenie, iż to kawałek solidnej literatury, gdzie autor na tyle się napracował, że czytelnik już nie musi.
Rosyjski rynek odpowiada na wszelakie zapotrzebowanie czytelnicze. Mając szerokie spektrum odbiorców, wschodni pisarze starają się trafić w ich różnorodne gusta. Znajdziemy tu odpowiedzi na praktycznie każdy typ zachodniej literatury, a na dodatek - oryginalne rosyjskie pomysły. Niestety tylko nikła część tej literatury przenika na nasz rynek. Półki z obcojęzycznymi książkami uginają się pod angielskimi i niemieckimi wydaniami. Rosyjskich zaś jak na lekarstwo, a i ich dobór jest co najmniej kiepski. Polski czytelnik ze współczesnych pisarzy zna pewnie Wiktora Pielewina, Wiktora Jerofiejewa i Borysa Akunina.
Z tej trójki preferuję tego ostatniego. Pielewin jest dla mnie przekombinowany i nie mogę się do niego przekonać, a Jerofiejewa miałam okazję spotkać i może dlatego trudno mi polubić jego twórczość. Jerofiejew przyznaje się do swojej rosyjskości wtedy, gdy jest mu to potrzebne. Identyfikuje się jednocześnie z Francją, ale też tylko w tym momencie, kiedy jest mu to wygodne - taka chorągiewka na bardzo zmiennym wietrze. W dodatku odgrywa rolę supersamca i to już jest żałosne...Gigolo dla ubogich...
Może wrócę lepiej do Borisa Akunina. Pod tym pseudonimem pisze Grigorij Czchartiszwili, w Polsce znany głównie dzięki serii opowiadań o detektywie Fandorinie. Jednak warto sięgnąć też do jego ostatnio wydanych "Historii cmentarnych". Książka podpisana jest przez Grigorija Czchartiszwili jego własnym nazwiskiem i pseudonimem. Ów dwugłos pozwolił na przedstawienie historii o dwojakim charakterze. Każda sensacyjna historyjka Akunina jest poprzedzona opowieścią Czchartiszwilego o cmentarzu, z którym związana jest akcja historyjki. Książka z dreszczykiem i dobrym pomysłem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz