sobota, 22 listopada 2008

Historia powszechna, powszechnie nie znana.


Kiedyś zastanawiałam się czy nie studiować historii. Tak się ułożyło, że nie wybrałam tego kierunku, bo doszłam do wniosku, że z historii lubię tak powyrywane fragmenty, a to za mało, aby ukończyć ten kierunek. Jedynie średniowiecze jako epoka interesuje mnie w całości, a pozostałe fascynacje są powycinane z całych epok, z historii całych państw.


I tak idąc według klucza historii przeczytałam "Siedem Kleopatr" Anny Świderkówny. Książkę dostałam na urodziny (nie będę się chwalić które;D) od Ukochanego. Trochę bałam się tej lektury. Po pierwsze: miałam za sobą prace Świderkówny z zakresu egzegezy Pisma Świętego i nie zaliczyłabym ich do lekkich, choć skądinąd świetnych. Po drugie: Egipt nigdy mnie nie pociągał. Oczywiście hieroglify, papirusy i ukryte labirynty w tajemniczych piramidach pobudzały moją wyobraźnię jak chyba wszystkich. Jednak zawsze przerażała mnie ilość faraonów i panujących dynastii na 'metr kwadratowy historii'. Gubiłam się w tym wszystkim i zniechęciłam się na długi czas do kraju delty Nilu. Niesłusznie. Tym razem dałam sobie spokój z ambicją spamiętania wszystkiego i zabrałam się z "Siedem Kleopatr". Tekst znów nie był łatwy, bo Anna Świderkówna pisała książki popularno-naukowe z bardzo mocnym naciskiem na 'naukowe', ale było warto!


To co nam po Gotach zostało...

Kolejnym historycznym wycinkiem, który chciałam zgłębić, były dzieje Gotów. Sięgnęłam po "Goci. Rzeczywistość i legenda" Jerzego Strzelczyka, wydaną w klasycznej serii ceramowskiej. Strzelczyk pokusił się o zebranie historii Gotów - plemienia, które później podzieliło się na Ostrogotów i Wizygotów. Charakteryzowali się oni m.in. wysoką kulturą materialną - jej przykłady w postaci misternej biżuterii można było rok temu oglądać na objazdowej wystawie "A to Goci właśnie", która odwiedziła kilka większych polskich miast.

Niestety (i tu uwaga będę trochę narzekać, choć obiecałam same zachwyty), stan badań dotyczących pobytu Gotów na ziemiach polskich, w czasie powstawania powyższej pracy był bardzo niezaawansowany. Dlatego też Jerzy Strzelczyk poświęcił niewiele miejsca temu zagadnieniu. A szkoda, bo do dziś nie doczekaliśmy się wyczerpującej pracy na ten temat. Swoją ciekawość musiałam więc zaspokoić broszurowym wydaniem "Kamienne kręgi Gotów"Alicji Breske, Zofii Breske i Jarosława Ellwarta.

Może jeszcze uda mi się dotrzeć do opracowania "Kręgi kamienne w Grzybnicy" Ryszarda Wołągiewicza, choć wyszło w bardzo niskim nakładzie.

Pierwotna ludność Skandynawii to kolejna 'moja działka', więc na początku przyczepię się do samego tytułu przeczytanej w tym roku książki:) "Lapończycy" Oernulva Vorrena i Ernsta Mankera opisują w dobrym świetle ludność Koła Polarnego, a nazywają ich Lapończykami. Co w tym złego? To, że ci na pewno obraziliby się za takie określenie. Lapończycy mówią o sobie Saami. Poza tym lapsusem nie mam żadnych uwag. Książka jest napisana rzetelnie i ciekawie. Myślę, że jedynie "Открытие Лапландии" może się równać z tym opracowaniem, zwłaszcza, iż w dwóch punktach Koszeczkin u mnie zaplusował - jego praca jest bardziej konkretna, a analiza szamanizmu bardziej dogłębna.

Ostatnia dziś książka (bo trzeba kiedyś iść spać)"Rosja carów", to pierwsza część trylogii Richarda Pipesa, który spojrzał 'świeżym okiem' na historię Rosji. Zastosował mianowicie analizę dziejów przez pryzmat gospodarki i głównie w tej dziedzinie upatruje przyczyn politycznych posunięć kolejnych carów.

To tyle na dziś, dobranoc!

Brak komentarzy: