czwartek, 22 stycznia 2009

Kilka godzin czytania "Godzin" - krótkie refleksje


Michael Cunningham "Godziny"


Na początku przyznam się, że nie widziałam filmu, który nakręcony na podstawie książki Cunninghama odniósł spory sukces. Podchodziłam więc do do tej lektury bez uprzedniego doświadczenia obrazu, a prób zaczęcia "Godzin" miałam trzy. Książka stała na półce i czekała na taką chwilę, gdy czas pomiędzy jedną lekturą a drugą zacznie się przedłużać, aż stanie się na tyle nieznośny, że zacznę czytać Cunninghama.
Jako taki wypełniacz to całkiem niezłe opowiadanie, nazwałabym ją dobrą książką do kolejki. "Godziny" to lektura niezobowiązująca, a zarazem nie byłoby wstydem pokazać w jakimś środku lokomocji, że się ją czyta (współpasażerowie zawsze podglądają okładki książek, które czytamy :D).
Chwyt umieszczenia akcji w trzech różnych czasach jakkolwiek dobry i bardzo klarownie przedstawiony(i tu trzeba oddać sprawiedliwość autorowi - zgrabnie ułożył opowiadanie, co nieczęsto się zdarza) jest niestety jedyną przyciągającą uwagę ideą. Cunningham dodatkowo bardzo plastycznie i w sposób niewątpliwie pobudzający wyobraźnię czytelnika, zastosował przenikanie rzeczy, myśli i atmosfery przez trzy czasy narracji (np. powracający motyw żółtych róż). Jednak nic ponad to. Mimo, że Cunningham otrzymał za "Godziny" prestiżowe nagrody nie przekonał mnie.
Podchodziłam do książki z dużą rezerwą, bo, jak już kiedyś pisałam, nie przepadam za literaturą kobiecą. Pewnie w swojej kategorii "Godziny" są dobre, ale trzeba po prostu lubić taką literaturę. A tygrysy wolą inne książki;)

1 komentarz:

insider pisze...

Moja opinia, co pewnie dla Ciebie nie będzie zaskoczeniem, jest nieco inna. Uważam 'Godziny' za jedną z lepszych powieści ostatnich lat - kawał porządnego literackiego rzemiosła z lekką dawką talentu.