środa, 19 listopada 2008

Klasyki z obcej piaskownicy

Dziś 'na tapetę' biorę książki z Rosji, Anglii, Francji i Kolumbii.

Na początek mój konik - Rosja. I tu się wyda, że niby taka fascynatka, a "Gracza" Fiodora Dostojewskiego dopiero w tym roku przeczytała...tak się jakoś złożyło. Mogę dać na swoje usprawiedliwienie wytartą już maksymę, że lepiej późno niż wcale!

Trzeba przyznać Fiedii, że bardzo mu się udał "Gracz"! To naprawdę dobre, wartościowe pisarstwo i jakoś mi nie przeszkadza, że pisał trochę na zamówienie, by pokryć swoje długi karciane. Jak dla mnie - nie czuć tego w jego literaturze, choć doświadczenia zebrane w czasie gry posłużyły mu tym razem jako temat przewodni. Pewnie dzięki temu "Gracz" jest tak autentyczny i co tu dużo pisać - po prostu DOBRY!

Drugi rosyjskojęzyczny klasyk to "Вечера на хуторе близ Диканьки" Mikołaja Gogola. Akurat tę pozycję już kiedyś czytałam, ale we fragmentach. W tym roku przeczytałam "Wieczory" od a do z. Warto było. Zwłaszcza, że byłam tym razem w posiadaniu pięknego egzemplarza z rycinami, który teraz zdobi półkę domowej biblioteczki:)
Z Rosji przenieśmy się na Wyspy, ale zostańmy w tajemniczym świecie cyrylicy.

Z ręką na sercu, to "Przygody Oliwiera Twista" Charlesa Dickensa przeczytałam z braku innych lektur pod ręką. W domu miałam tylko po rosyjsku, więc przy okazji sprawdzałam swoją lingwistyczną kondycję. Poszło nadzwyczaj dobrze, choć sama książka chyba się trochę zestarzała. Wiem, że nie sięgnę więcej do tej prozy, ale cieszę się, że udało mi się przebrnąć i mogę pochwalić się znajomością kolejnego klasyka:)

Gustav Dore Wojna w niebie

A teraz przepłyńmy Kanał La Manche, aby zajrzeć na moment do Anatola France'a. "Bunt aniołów" to niestety kolejny przestarzały klasyk...Temat buntu aniołów był i nadal jest chętnie wykorzystywany przez artystów w różnych formach, szkoda tylko, że czasem dobra koncepcja mija się z wykonaniem.

Tyle o europejskich pisarzach. Na koniec zostawiłam Kolumbię.

Jeśli myślimy o Kolumbii, to oczywiście nie możemy nie wspomnieć o Gabrielu Garcii Marquezie. To niezaprzeczalny klasyk i nie zamierzam udowadniać, że jest inaczej zwłaszcza, że czytałam w sumie dwie jego książki. Parę lat temu przegryzłam się przez "Sto lat samotności" - nie podobało mi się. W tym roku dostałam 'pod choinkę' rozpropagowaną na nowo filmem "Miłość w czasach zarazy". Nie lubię romansideł. Nie lubię Latynosów. Cóż, chyba na to wychodzi, że nie lubię Marqueza...Może jeszcze kiedyś coś jego spróbuję, jednak na jakiś czas mam dość.

Hmm, poważnie się zrobiło. No to nastęnym razem napiszę trochę o lekturze, która poprawiła mi w tym roku humor:) Zapraszam!

1 komentarz:

insider pisze...

droga Violet - coraz bardziej podobają mi się Twoje posty.
Czekam na kolejne!
[sam też co napiszę...wkrótce]